Friday 18 December 2009

Pracowe dialogi

Wspolny lunch w kuchni, dyrek pyta kiedy wylatuje do Polski na swieta, na co moj spolecznie uposledzony szef nawiazuje do moich wizyt u dentysty w Polsce, ktore mialy miejsce latem. Wywiazuje sie dyskusja, bo jak to mozliwe, ze bardziej oplaca mi sie poleciec trzy razy do Wroclawia i zaplacic za trzy wizyty tam niz za leczenie tutaj (mimo dodatkowego ubezpieczenia stomatologicznego!).
Wiem, ze 70% osob siedzacych przy tym stole mysli sobie, ze nie daloby sobie leczyc zebow w takim zacofanym kraju jak Polska (kraju, w ktorym NB nigdy nie byli).
I nagle, ni z tego ni z owego do rozmowy wlacza sie nowy kolezka (temp z dzialu ksiegowosci):
- A maja znieczulenia w Polsce?
Moja szczeka na podlodze, chwila zastanowienia, bo nie zalapalam czy to kretynski zart czy on sie tak powaznie pyta, zero szans na szybka riposte, na ratunek przychodzi kolezanka:
- A skad! Ogluszaja pacjenta walac mlotkiem przez leb.
Kurtyna!

***

Zaczelabym sie juz pakowac, bo pozniej nie bedzie czasu, ale nie chce juz teraz stresowac futrzastych.

***

Pragne Panstwu dokladniej wytlumaczyc o co mnie sie rozchodzilo w ostatnim zdaniu poprzedniej notki, gdyz obawiam sie, ze zostalam nie do konca zrozumiana.
Nie chodzi mi o bezsens tej konkretnej pracy. Chodzi mi o prace biurowa, kiedy siedze przed komputerem i cos tam wklepuje, czy probuje przetlumaczyc np. polskiemu kierowcy, ze ma zabrac to a to zamowienie, albo slucham monologu szefa, to czasem chce mi sie wydrzec: CO JA TU QRDE ROBIE??? i uciec z wrzaskiem. Albo kiedy pracuje, a za oknem mam przecudne wieczorne jesienne lub zimowe swiatlo i pluje sobie w brode, ze nie moge w tym danym momencie robic zdjec. Bo jak skoncze prace to bedzie juz ciemno.
Aczkolwiek nie jest to stan permanentny.
Zdaje sobie sprawe, ze zmieniajac prace, zmienie jedynie branze, biurko i bardzo prawdopodobne, ze na mniejsze oraz widok z okna znacznie mi sie pogorszy (teraz mam widok na jeziorko oraz kawal trawy na ktorej latem kicaja kroliki).
Szanse, ze trafi mi sie lepszy team tez takie sobie. Bo juz chyba pisalam, ze pracuje z dziewczynami, z ktorymi sikamy dosyc czesto ze smiechu. Szefa mam durnego, ale kto nie ma. Na szczescie coraz rzadziej sie przyczepia, bo nie ma do czego. Wypracowalam sobie calkiem samodzielne stanowisko, mam fajnych klientow, ktorzy mnie doceniaja, to lubie.
Ostatnio zainteresowano sie tym, ze lubie robic zdjecia i poproszono mnie o robienie zdjec produktow, troche sie to wszystko odwlekalo, ale w koncu rozmowy uwienczone sukcesem i zamowili mi namiot bezcieniowy z oswietleniem, full wypas, wybrany przeze mnie. I to mnie cieszy.
Praca jako taka, jak powszechnie wiadomo, jest wbrew naturze czlowieka ;-)). W idealnym swiecie (no wiesz Gosiu, w tym, w ktorym brykaja koniki Pony) wszyscy wykonywalibysmy prace z pasja, zgodna ze swoimi zainteresowaniami.
Ale niestety nie tu i teraz. Bo tu i teraz ktos musi splacac te hipoteki oraz rachunki za prad.
Dziekuje Panstwu za uwage.

3 comments:

Unknown said...

w istocie, praca biurowa jest sprzeczna z kreatywna natura czlowieka. Ale jeslibys znalazla prace na wyzszym stanowisku lub dostala awans, to moze np. moglabys pracowac z domu. A wowczas juz mozna byc z deczka kreatywniejszym. Zycie to synonim kompromisu, Polu. A w ogole, w NL snieg, a Ty zadnych zdjec nie publikujesz?? Protestuje.

Inkoguto said...

Ale ja nie chce pracowac na wyzszym stanowisku! Nie mam ambicji, chce miec swiety spokoj, ot co ;-) Mam zdjecia kotow na sniegu, ale geen tijd, zeby wstawic :( Jeszcze niecale dwie godziny i uuuuurlop ;-))))

Marta said...

no bardzo mi sie podoba ta kurtyna...

I wszystkiego najlepszego z okazji Swiat.
I to w Polsce...