Sunday 23 May 2010

Juz za chwileczke juz za momencik....

Ironia losu polega na tym, ze tragiczne wydarzenia minionych tygodni, katastrofy i kleski zywiolowe pomgaja mi utrzymac pion i dystans do swojego zycia.

Jestem spokojna jak ten kwiat lotosu na tafli czy jakos tak to bylo.

Mimo wszystko. Och, czy wspominalam, ze krawcowa numer dwa spiepszyla mi rezerwowa sukienke, obcinajac ja mega krzywo? na szczescie zaostawila ja na tyle dluga (za duga na szczescie), ze moja bardzo zdolna mama zdolala poprawic spartaczona robote.


Nasuwaja mi sie przy okazji tego mlynu, ktory mam ostatnio takie banalne madrosci zyciowe: prawdziwych przyjaciol poznajemy w biedzie. Miec przyjaciolke, ktora bez mrugniecia okiem zgadza sie na ugotowanie 40 l zupy gulaszowej to dla mnie bezcenne.

A cala reszta nieistotna.

Skupiam sie na pozytywach. A przy okazji przewartosciowuje.

Wczoraj byla u nas Pani urzedniczka, ktora bedzie nam udzielala slubu. Odbylismy rozmowe zapoznawca, ktora trwala 2,5 h i podczas ktorej okazalo sie, ze rzeczy najbardziej oczywiste najtrudniej jest ubrac w slowa.

Powiem Wam jedno.

Bede miala zajebistego meza.

A druga dobra wiadomosc to to, ze sa w koncu piwonie!!!

Mam ich pelna piwnice, ale o tym w innym odcinku:

4 comments:

Joanna said...

gratuluje grochowki i zajebistego meza! Przy takich dwoch, to w kazdej sukience slub sie uda!

Unknown said...

gratulacje! ta sukienka to na szczescie.

Marta said...

Ja tez gartuluje przyjaciolki, meza i utalentowanej mamy

Joanna said...

ja tu czekam na opis, jak sie przyjela grochowka na uczcie weselnej? I czy wialy wiatry?:)