Friday 24 September 2010

Piatek wieczorem filmowym

Dlaczego kochamy piatkowe wieczory to chyba nie trzeba nikomu tlumaczyc.
Wprawdzie jutro rano do fryzjera, wiec to prawie jak do roboty, ale kto by sie tam przejmowal.
Po powrocie z pracy dzisiaj zdazylam tylko zrobic paste z tunczykiem i od tamtej pory zaleglam na kanapie, a teraz na fotel ektorp.
Najpierw film, pozniej serial (nowy House, jeszcze nie wiem co o tym myslec), a teraz w tle Dzejms Bond. Czy jest na sali ktos oprocz mnie, kto nie ogladal ani jednego bonda?
A filmy to lubie takie z minimalna liczba aktorow, najlepiej nieznanych, takie co to dzieja sie na jakims zadupiu i sa bardzo depresyjne.
Wiec dzisiaj trafilam w 10.
Najbardziej rozwala mnie w filmach bieda. Nie zadne choroby, czy milosci szczesliwe czy wrecz przeciwnie, a bieda taka, ze nie ma za co kupic chleba. I samotna matka daje dzieciom popkorn na obiad. No oczy mi sie poca.
Dzisiaj moralu nie bedzie.
Dobranoc drodzy Panstwo.

Wednesday 22 September 2010

Photographs

Przegladam, porzadkuje zdjecia i dochodze do smutnych wnioskow.
Nie moge sie oprzec wrazeniu, ze to co widzimy to jedno wielkie zludzenie, to jak widzimy ludzi, interakcje miedzy nimi to jedynie nasz obraz, ktory z rzeczywistoscia ma niewiele wspolnego.
Tak, wiem, nie odkrylam Ameryki, ale w kontekscie ostatnich wydarzen jest to "odkrycie" porownywalne do wiadra zimnej wody na leb.
Nic juz nie bedzie takie samo. Jeszcze nie wiem jak sie odnajde, ale znajde sposob.
***
Wczoraj pierwsze zajecia z fotografii, boze jak mi tego brakowalo. Ludzie w grupie niby inni, a jednak podobni, jak zwykle jest starszy przemadrzaly Pan, ktory wszystko wie najlepiej. Jest tez taki, co to powtarza wszystko po nauczycielu, ale uzywajac innych sformulowan. Sa Panie w wieku srednim, z ktorych jedna podchodzi do mnie na przerwie i mowi: jak zobaczylam Twoje zdjecia to tak, jakbym wlasne widziala, rdza, upadek, szarosc i deprecha. Piekne, cos czuje ze to bedzie fajne doswiadczenie. Prace domowe dostosowane indywidualnie do kazdego kursanta. Dla mnie: melancholia.
Ryba w wodzie.
Tylko czasu malo, ale musze jakos wygospodarowac.
***
Dzisiaj przypadkiem dowiedzialam sie, ze Pani sprzatajaca u moich sasiadow to Polka, ktora poznalam wieki temu, ale byla to chwilowa znajomosc i od tamtej pory jej nie widzialam.
Nie byloby w tym nic fascynujacego gdyby nie fakt, ze swego czasu szukalam kogos do sprzatania i poprosilam sasiadke, zeby zapytala sie swojej kobitki, czy nie mialaby czasu, zeby i do nas podskoczyc raz na tydzien, albo na dwa....Nie miala.
Tak przynajmniej myslalam do dzisiaj. Okazalo sie, ze ta pani nie miala ochoty u nas sprzatac, bo wiedziala, ze jestem Polka (no stoi na domofonie jak byk).
no nie wiem, smiac sie czy plakac?

Sunday 19 September 2010

I znowu niedziela?????

Ale ten czas leci...
A mnie jeszcze jakos nie zlapala jesienna depresja.
Dzisiejszy dzien zaliczam do udanych, nawet bardzo udanych.
Najpierw spacer z jednym psem - 1h w lesie holenderskim.
Pozniej kawa z siostra malzona, krotka pogawedka, milo. Nastepnie dogladalismy naszych wlosci, czyt. grabilam skoszona trawe i zbieralam orzechy. I pilam herbate z miety z wlasnego ogrodka.
Szybko szybko i na kolejny spacer z kolejnym psem i moja szalona V. Tym razem w niemieckim lesie, a raczej dzungli:
V - chcesz dluga trase czy idziemy na skroty?
Ja - wiesz, moze na skroty, bo dzisiaj bylam juz w jednym lesie z innym psem przez godzine.
I juz raz dwa, dwie i pol godziny pozniej bylysmy z powrotem. Haha.
Chcialam zbierac grzyby, ale sie boje, bo sie nie znam. A bylo ich mnostwo. Po drodze napotkalysmy grupke ruskich grzybobrancow. No prosze jaki miedzynarodowy ten niemiecki las.
A pozniej to juz jak zwykle dalam chlopu obiad (no niestety nie rosol i schabowe) i teraz jestem tu.
I takie mi sie wnioski nasuwaja, nie po raz pierwszy zreszta, ze wole miec obok siebie 2-3 sprawdzone osoby, prawdziwych przyjaciol, niz chmare przypadkowych znajomych.
Im starsza sie robie, tym bardziej, hm, selektywna. Szkoda mi czasu na bezsensowne znajomosci, wampiry emocjonalne itp.
Och, czy probawaliscie kiedys otworzyc wino za pomoca grubej ksiazki (patrz: google), to nie dziala, wczoraj przetestowalam!!!
W przypadku braku korkociagu najlepiej wino otwiera sie wiec za pomoca meza, sprawdzony sposob.

Sunday 12 September 2010

Wspominki okoloslubne....

Ogladajac dzisiaj po raz kolejny zdjecia ze slubu i imprezy poslubnej (nie wiedziec czemu mam alergie na slowo 'wesele'), pomyslalam sobie, ze fajnie byloby przezyc to jeszcze raz, ale w roli goscia. Widze, ze umknelo mi 80% tego, co sie dzialo, interakcji miedzyludzkich, rozmow i innych sympatycznych scenek rodzajowych ;-).
Dobrze, ze mamy zdjecia!
I dobrze, ze szwagrostwo przekonalo tesciowa, zeby nie przystrajac imprezy za pomoca tradycyjnych choragiewek:

No bo przeciez naszej 'sali' nic nie brakowalo:


Ciesze sie, ze zrobilismy wszystko wedlug wlasnej modly, gustu i upodoban.

Poczawszy od lokalizacji (slub cywilny w kosciolku - tu zaskoczenie gosci polskich), poprzez czesc kulinarna (jedzenie na cieplo? - tu zdziwienie gosci holenderskich), az po muzyke - wlasna playlista z muzyka, ktora w wiekszosci nam sie podoba, ze wstawkami dla nieco starszych gosci zarowno polskich jak i holenderskich. Ale wstawki, przy ktorych nawet mlodziez moze sie bawic (no bo kogo nie porwie do tanca "Daj mi te noc" czy "Dancing Queen"?).

Jedyne, co bym zmienila, to przekazanie odpowiedzialnosci za pewne sprawy osobom drugim albo trzecim, poniewaz uwazam, ze malowanie paznokci o drugiej w nocy przed wlasnym slubem to lekka przesada. Oraz moze umowila sie z firma cateringowa na wczesniejsza godzine, gdyz napotkalismy ich w drodze z kosciola na impreze.
Do organizowania calej imprezy podeszlismy mega egoistycznie, tzn to nasz impreza, nasz dzien, nasze pieniadze i to nam przede wszystkim powinno sie podobac.
A tu, jak sie okazuje na zdjeciach, zabawe przednia mieli rowniez goscie ;-) i chyba sie podobalo, bo dostalismy wiele komplementow odnosnie zarowno ogolu, jak i szczegolow (wino, sukienka, lokalizacja, jedzenie, itd....)

No moze nie wszyscy, ale od Holendrow trudno wymagac, zeby spontanicznie zabawili sie na takiej imprezie.

Ta dygresja to w zwiazku z weselem, na ktorym bylismy w miniony piatek. Przypomniala mi, dlaczego nie trzymalismy sie holenderskich tradycji.

Sposob organizowania wesel i urodzin to dwie sprawy, do ktory nigdy sie nie przyzwyczaje i nigdy nie przejme jako wlasnych.

Przede wszystkim podzial gosci na dwie grupy - Ci, ktorzy biora udzial w czesci dziennej, tzn m.in uroczystym obiedzie oraz reszta, ktora zaproszona jest na impreze wieczorna, polegajaca na wiszeniu przy stolikach przy napojach, ktore podawane sa bez ograniczen - to akurat plus. Jedzenie to koreczki, ktore wedruja po sali srednio raz na pol godziny. o godz. 00.30, kiedy czlowiek ma wystarczajaco w czubie, aby zaczac rozkrecac sie na dechach, dj lub zespol oglasza koniec imprezy.

Ciekawie jednakowoz moze byc, kiedy wybieramy sie z grupa z pracy na slub kogos z biura, tak jak to mialo miejsce w piatek. Wtedy poznajemy kolegow i kolezanki z calkiem innej strony. I szczeka opada nam, kiedy widzimy biurowego marude o wadze ciezkiej wirujacego na dechach z filigranowa malzonka w stylu, ktorego nie powstydzilby sie sam Astaire.

Oraz biurowego niesmialka w dzikich plasach.

Szkoda tylko, ze szefostwo tez zdecydowalo sie przybyc na impreze, choc z drugiej strony w innym wypadku nie powstalby ten oto dialog w wykonaniu mojego spolecznie uposledzonego szefuncia z mym szanownym malzonkiem:

SZ: Nono, nie wiedzialem, ze Inkoguto tak dobrze tanczy, w biurze nigdy nie tanczy (hehe)

M: Moze to dlatego, ze nie dajesz jej powodow?

Kurtyna.

Kot na niedziele.

Sunday 5 September 2010

Hibiscus

Poszlam lapac resztki swiatla, wrzesien zapowiada sie pieknie.

Jak zwykle mialam mnostwo przemyslen i juz tradycyjnie nie mam ochoty ich przelewac na klawiature.

Klik klik na FB, zdjecia z podrozy. Nie moich.

Zacisnac zeby. Tu i teraz. Cos sie konczy.