Saturday 28 November 2009

Przypadek?

Przez cala dekade mojego zycia w Holandii bylam tu na dwoch przyjeciach slubnych.

Przegladajac dzisiaj po raz kolejny strony fotografow slubnych trafilam na zdjecie, na ktorym dojrzalam siebie we wlasnej skromnej osobie.
Jakby tego bylo malo to zdjecia mnie urzekly, cennik jednakowoz mniej :).

A tymczasem oddale sie w celu pozbierania wosku, gdyz wieczorowa pora bedzie sie lalo, oj bedzie. Ciekawe czy wywroze sobie rychle zamazpojscie?

Thursday 26 November 2009

Jestem kwiatem lotosu na tafli jeziora.....

Najgorsze w pracy jest to, ze spedza sie tak duzo czasu z ludzmi, ktorymi normalnie nie chcielibysmy miec nic do czynienia oraz usmiechamy sie i przytakujemy, choc tak naprawde chcemy rozmowcy
urwac glowe i napluc do szyi albo
wyrwac serce i spuscic je w kiblu albo
wrzucic do goracej smoly, a nastepnie obtoczyc w pierzach.
Czyli kolejna runde negocjacji okolopensjowych uwazam za rozpoczeta.

Tuesday 24 November 2009

Zevenheuvelenloop

...czyli ponad 30 000 uczestnikow przyodzialo obcisle gatki i pobieglo 15 km.









Saturday 21 November 2009

Rownowaga, czyli smutow ciag dalszy....

Piatkowy wieczor spedzilam moczac zezwloki w wannie w towarzystwie czerwonego winka, zielonych oliwek, znicza o zapachu brownie oraz dwoch odcinkow Gilmorek.
Natomiast sobota uplynela mi na szorowaniu szafek kuchennych oraz piekarnika przy pomocy szczoteczki do zebow.
Rownowaga w przyrodzie musi byc.
A co u Was? Macie juz prezenty na swieta?

Monday 16 November 2009

...

Zanim polozylam mlodego czlowieka (lat 6) do lozka, pogadalismy chwile o pozytywach bycia chorym. No wiecie, nie zadne tam powazne sprawy, mowimy o tym, ze mlody czlowiek nie poszedl do szkoly z powodu przeziebienia.
Ano fajne jest to, ze dostaje to, co sie chce. Jakie to proste.
Beztroska. Jedno z moich najfajniejszych wspomnien z dziecinstwa to wlasnie chorowanie a dokladniej opieka mamy. Reka na czole, cieply koc, vibovit i mandarynki. Choc te ostatnie to chyba troche pozniej, czasy liceum, bo wiadomo, ze o mandarynkach to moglismy tylko marzyc w czasach gdy dziecieciem bylam. Niemniej jednak to byly piekne czasy. Czasem tak mam, ze chce sie zwinac pod kocem, na mojej wersalce, w moim pokoju i czekac na herbate z cytryna i nic wiecej nie potrzeba.
To nie jest tak, ze dzieje sie zle, bo nie mam na co narzekac, naprawde. Tylko w tym cholernym doroslym zyciu za wszystko przyjdzie nam zaplacic. Jesli nie teraz to pozniej.
Jest pieknie, ale efektem ubocznym ten klebek nerwow co sie umoscil w okolicach mojej potylicy.
Oraz poczucie, ze za chwile cos sie wezmie i runie, bo przeciez nic nie moze wiecznie trwac.