Saturday 15 January 2011

W doopach sie poprzewracalo...;-)

Sa chwile, kiedy fakt, ze pochodze z Polski odbieram jako blogoslawienstwo.

I nie mowie tu o zadnym patriotyzmie, bo z tym u mnie jakos kiepsko. Ale o tym, ze mam jednak troche inne podejscie do rzeczy materialnych niz tubylcy. Szacunek do pieniadza, pracy i tego, co wlasnymi rekami zdobywam.

Podejrzewam, ze wiekszosc Holendrow, ktorych znam, rzucona w rzeczywistosc Polska na jakis czas, niewatpliwie po prostu umarlaby z glodu. Albo pochlastala sie lub tez popadla w gleboka depresje. I nie mowie tu o rzeczywistosci wielkomiastowej. Wiem, ze wielu ludziom w Polsce zyje sie bardzo dobrze, ale chodzi mi o male miasteczka, np na na wschodzie, czyli moje rodzinne strony.

Przegladalam ostatnio markplaats (holenderskie alegro) w poszukiwaniu paru rzeczy i troche mnie przygnebilo jak zobaczylam, co ludzie sprzedaja i za jakie pieniadze.

Kuchnie, wyposazenie domu, markowe rzeczy, za ktore zaplacili tysiace, wymieniaja po trzech latach uzytkowania dostajac za nie niewielki procent tego, co zaplacili.

Tylko dlatego, ze sie znudzilo, ze moda sie zmienila, ze sasiad ma inaczej, lepiej?

W sumie nie moja sprawa, ale mnie razi.

Bo jest ten przyklad czescia zjawiska, ktore obserwuje od dawna. Mianowicie braku szacunku do pieniadza. Wypchane po brzegi wozki w supermarketach, ktorych zawartosc czesciowo wyladuje w smietniku, bo nie bedzie jej w stanie przejesc nawet czteroosobowa rodzina. I jako kontrast moja mama, ktora w momencie, gdy zostaje cos z obiadu, kombinuje, jakby to uzyc nastepnego dnia. Bardzo ja za to cenie i wiele sie od niej ucze.

Program, w ktorych pokazuja ludzi, ktorzy nie radzac sobie finansowa, popadaja w dlugi i w tymze programie otrzymuja rady, jak z nich wyjsc.

Oczywiscie bywaja przypadki, kiedy popadaja w biede nie z wlasnej winy (choc trudno mi sobie wyobrazic w tak NADopiekunczym panstwie)

Ale wiele z tych przykladow to osobniki, na ktorych konto wplywa co miesiac powiedzmy 5000 euro, a wyplywa z niego 6000 czy 7000. Krew sie gotuje. Jakim trzeba byc niedorajda zyciowym. Kupowac sobie cos, na co mnie nie stac, w imie czego tak wlasciwie?

Najgorsze, ze istnieja panstwowe programy pomocy takim ludziom, a urzednicy pracujacy przy takich programach oplacani sa z mojej kieszeni.

Zdarza mi sie czasem dac sie wciagac w to szalenstwo, ale na szczescie szybko sie otrzasam.

Pieniadze naprawde nie daja szczescia. Mam nadzieje, ze bedziemy w naszym nowym domu szczesliwi. Ale pamietam czasy mieszkania w studenckim pokoju, dzielenie oblesnej kuchni z odzysku z kilkoma wspollokatorami, kiedy do szczescia wystarczala mi kanapa z ikei za 200 euro i biurko przytaskane ze sklepu z uzywanymi meblami za jakies trzy dychy.

3 comments:

Marta said...

zgadzam sie z tym postem.
Widze to w Kanadzie rowniez.
Wiele rzeczy jest kupowane po to aby zaimponowac.
Nigdy nie zapomne naszego kolegi, ktory kupil sobie telewizor 56 calowy (przynajmniej cos kolo tego).
I fajnie, mam w nosie jaki ma telewizor gdyby nie fakt ze odleglosc jego kanapy do telewizora wynosila tak z 1.5 metra! Gdy cokolwiek sie ogladalam na wspomnianym telewizorze mialam- bol glowy, lzawienie oczu etc. Ale duzy telewizor trzeba miec.
Jego roczny "stary" TV wylodowal w sypialni bezposrednio polaczonej z tzw. salonem....

Innego dnia slyszalam tez komentarz: wiesz, bo ja mam znajomego, ktory ma nawet wiecej obiektywow niz ty. Dla osoby komentujacej oznaczalo to ze jestem rowniez gorszym fotografem bo nie zainwestowalam w sprzet tyle kasy, ile jego znajomy. Coz...po prostu na wiecej mnie nie stac.
Rozmowy o fotografii w pewnym kregu moich znajomych ograniczaja sie wlasnie do...sprzetu.
I tyle.

Ale sama tez nie jestem swieta. Mysle ze lepiej moglabym gospodarowac pieniadzem.
Moja decyzja o operacji oczu byla hmmm...spontaniczna i splacac ja bede dlugie miesiace. Ale przynajmniej zainwestowalam we mnie, a nie w najnowszy model telewizora.

Unknown said...

Bardzo dobry post. Sama mam czesto podobne przemyslenia na temat Holendrow. NIE ZNOSZE ich wywalania na smietnik doslownie wszystkiego.

Ula said...

Powiedziałabym, że brzmi jak USA, ale raczej ogólnie brzmi po prostu jak Zachód;).
Jako że od dziecka jestem oszczędna i rozsądnie wydaję pieniądze, to nie mogę patrzeć jak inni nimi szastają bez zastanawiania. To samo zresztą dotyczy podejścia do środowiska. Bogaci ludzie nie czują zazwyczaj np. potrzeby zaoszczedzędnia wody, wyłączenia ogrzewania, kiedy nie ma ich w domu, a czasami nawet światła.