Czytam czasem ambitny tygodnik Elsevier, w ktorym to moja ulubiona kolumna sa "sluby" (tak jestem prosta i nie wstydze sie tego).
Sluby sa o tyle fajne, ze jest to wzmianka na temat par, z ktorych 99 % to synowie/corki waznych i bogatych przesiebiorcow, dyrektorow, prezesow i innej elyty.
Czytam wiec, ze przypuscmy Annemarie jakastam, corka dyrektora banku X poslubila Gert Jana, doradce podatkowego w firmie Y i ze impreza odbyla sie w domku w Szwajcarii nalezacym do rodzicow pana mlodego, i dalej w ten desen. I zawsze mam ubaw z tego, ze oni w takich szczegolach o tym pochodzeniu.
I mowie do mojego narzeczonego (he?? :))):
- fajnie, jakby o nas tak napisali, bylaby jakas odmiana zawsze, no bo...
a moj przyszly slubny na to:
- no napisaliby: syn ciesli, a sama wiesz jak ta historia sie skonczyla cos ponad 2000 lat temu
:))))
4 comments:
A jak to to mowi? De zoon van een timmerman?
dokladnie tak ;-)
Tak pytam edykacyjnie, bo obiecalam sobie, zesie wezme za holenderski i zaczne lepiej mowic.
hahahaha...mysle, ze Wam sie tez nalezy..a co!!
Gatto
Post a Comment