Friday 25 September 2009

Przykazanie 11: Nie planowac

A tym bardziej nie cieszyc sie na te plany jak glupi do sera.
Bo mialam piekny plan, ze wybiore sie dzisiaj wieczorem na Millenium, graja juz bodajze od 3 tygodni, a ja siedzialam i nogami przebieralam i poganialam chlopa, coby szybciej czytal, bo umowilismy sie, ze jak przeczyta to pojdziemy na film.
I co, i pstro, na dzisiaj miejsca tylko w trzecim rzedzie albo blizej.
Co toto nie, nie mam zamiaru spedzic 152 minut z lepetyna zadarta do gory.
Ech.
************************
Hop siup, zmiana tematu.
Kiedys napisalam tekst o kulturze pracy w Holandii. To bylo kiedys, tekst byl lekki, latwy i przyjemny, ale dzisiaj juz chyba nie potrafilabym w ten sposob napisac na taki temat.
Bo dzisiaj mysle sobie, ze o tutejszej kulturze pracy na pewno moge powiedziec trzy rzeczy:
- jest to kultura spychania (obowiazkow na innych ludzi),
- przedszkola, przy byle konflikcie lecimy na skarge do pani, w tym przypadku do przelozonego, zamiast dac sobie po razie i zyc dalej,
- przyswieca nam haslo: klient to wrzod na dooopie, ignorujmy jego maile oraz telefony.
Mialam wczoraj bardzo nieprzyjemna sytuacje. Od dawna wlasciwie nie trawie podejscia moich kolegow z magazynu, gdyz sa to lenie patentowane, ktore z kazdej mojej prosby robia mega problem i dyskutuja godzinami, zamiast zrobic to, o co ich prosze. Trzy miesiace temu poprosilam ich o cos, odpisali mi, ze nie maja czasu, w zeszlym tygodniu ponowilam i NIC. Szef po powrocie z urlopu zapytal mnie o te sprawe, powiedzialam zgodnie z prawda, ze nie moge sie doprosic o to, a moje maile sa ignorowane. Pogadal z nimi, nastepnego dnia przyslali mi to, co chcialam, z kopia do szefa i na koncu uwaga: I prosze do nas wiecej nie dzwonic w tej sprawie.
Ojojoj, zagotowalo sie we mnie, nie ze mna takie numery. Odpowiedzialam podczepiajac moje maile sprzed trzech miesiecy i z zeszlego tygodnia, napisalam, ze dziekuje i mam nadzieje, ze w przyszlosci spelnianie moich prosb bedzie im zajmowac mniej czasu. Oczywiscie z kopia do szefa.
Na co przyszla odpowiedz, w ktorej moj kolega uzyl niepodpartego niczym argumentu jakobym rowniez ignorowala ich prosby, podpierajac sie konkretnym przykladem, ktory tak naprawde niczego nie dowodzil. I w tym momencie powinnam byc ponadto i juz wiecej nie odpowiadac. Ale przeciez nie bylabym soba. Znalazlam dokumentacje potwierdzajaca, ze kolega podajac ten przyklad bredzi jak potluczony oraz klamie jak z nut, zeskanowalam, podczepilam do maila i na koniec napisalam, ze te dyskusje uwazam za zamknieta i nie bede sie znizac do jego poziomu, poniewaz w taki sposob nie powinno sie komunikowac ze wspolpracownikami.
I co zrobil ten los? Myslalam, ze na tym poprzestanie, ale gdzie tam.
Napisal jedno krotkie zdanie do szefa, z kopia do mnie:
"Chce o tym porozmawiac!". Ha ha ha.
Szef przeczytal, machnal reka i rzecze do mnie: " o czym tu gadac, masz racje"
Po czym odpisal losiowi: "Nie wiem o czym chcesz ze mna rozmawiac, jak macie jakis konflikt to pogadajcie o tym miedzy soba"
I tyle. A dzisiaj zimna wojna. O wczorajszej wymianie zdan ani slowa. Ale mialam pilna wysylke i predziutko jeszcze dzisiaj od reki mi ja zapakowali i wyslali, wiec moze cos ta korespondencja jednak dala.
Boze, no nie wiem, jakas asertywna sie robie na stare lata.

2 comments:

Marta said...

Wiesz...i ja nadal twierdze- tak trzymaj!

Unknown said...

Jestem z Ciebie dumna. Nakop im do dup*sk!!