Monday 21 February 2011

Sklepy i firmy

Taki byl temat ostatniej pracy domowej na kursie.

Jako, ze nie bylo mnie na zajeciach, podczas ktorych zadano nam prace, przydzielono mnie do...fitness klubu. Nauczyciel podal numery do osob kontaktowych, z ktorymi powinnismy sie umowic w zwiazku z robieniem zdjec.
Zadzwonilam do klubu, ale okazalo sie, ze czlowiek, ktory byl moja osoba kontaktowa, to wyjatkowa maruda i nijak nie udalo nam sie zgrac terminow, jako, ze on chcial byc obecny, a pracuje przewaznie w dni powszednie i to w dzien.
Udalo mi sie umowic z nim na termin juz po deadlinie (dzisiaj), ale w miedzyczasie postanowilam wykazac sie inicjatywa i znalezc inny sklep/firme, w ktorym moglabym robic zdjecia.
Zdecydowalam sie na jeden z moich ulubionych sklepow. Zadzwonilam w ciagu tygodnia, zeby umowic sie na sobote. Pani sprzedawczyni niechetnie sie zgodzila, gdyz w soboty maja zwykle wiekszy ruch i nie chce, zeby jej sie ktos krecil w tym czasie po sklepie.
Z trudnoscia, ale udalo mi sie przekonac te Pania, ze nie bedzie miala z mojego powodu zadnych problemow, ze nie zabiore jej duzo czasu, przyjde od razu po otwarciu sklepu i postaram sie byc niewidzialna.
Gdy dotarlam na miejsce w sobotni poranek, okazalo sie, ze w sklepie jest tylko wlasciciel, ktory o niczym nie wiedzial i ktory stwierdzil, ze sobota odpada, bo on jest bardzo zajety i nie chce, zeby mu sie platac po sklepie. Po krotkich negocjacjach udalo mi sie go przekonac. Powiedzialam, ze nie zajmie mi to wiecej niz pol godziny. Zgodzil sie, a juz po paru minutach zaproponowal kawe :), porozmawialismy o mojej pracy domowej, jego sklepie, dowiedzialam sie przy okazji paru rzeczy dotyczacych interesujacej mnie techniki tynkowania ;-), wypilam kawe i zabralam sie do roboty. W sklepie bylam ponad godzine, na poczatku bylam spieta po takim niezbyt uprzejmym powitaniu, ale po jakims czasie bylo mi wszystko jedno i swobodnie zagladalam we wszystkie katy, robilam ujecia w pozycji lezacej, itd :-) Pod koniec wlasciciel zaproponowal, zebym mu w wolnej chwili podrzucila zdjecia, bo wlasnie robia nowa strone internetowa i moze cos uda sie wybrac.
To byl udany poranek. Nawet nie ze wzgledu na efekty, bo zdjecia jakos nie powalaja, ale na to, ze udowodnilam sobie, ze potrafie byc asertywna. A kto mnie dobrze zna, to wie, ze jest aspolecznym dzikusem i gdyby nie kurs, to nigdy nie zdecydowalabym sie na taka sesje zdjeciowa.
Dzisiaj z kolei robilam zdjecia w przydzielonym mi fitness klubie, to dopiero bylo wyzwanie, ale o tym w innym odcinku :)



4 comments:

Unknown said...

Hm, nie wiem, czy bym sie odważyła robić zdjęcia w fitness klubie. W ogóle mam jakiś wstręt do takiej "fitness" gawiedzi, ale to chyba mi jeszcze z Polski zostało, gdzie do fitness chadza się, by się polansować, lub znaleźć męża, ale napewni nie, żeby się spocić.
Te zdjęcia ze sklepu są znakomite... Potrafisz wychwycić ciekawe detale.
Pozdr.

Marta said...

Piekne zdjecia! Mysle ze wlasciciel bedzie bardzo zadowolony.

Inkoguto said...

Dzieki dziewczyny :)
Gosiu, nie wiem do jakiego fitnesu Ty chodzilas, ale w tych, w ktorych ja bywalam (w Holandii) to raczej chodzilo sie, zeby pocwiczyc, jakos nie zauwazylam, zeby ktos sie lansowal. Jesli chodzi o zdjecia, to pytalam o zgode, najchetniej zgadzali sie faceci, ktorych na ulicy raczej bym nie zagadnela. A juz na pewno nie w ciemnej ulicy.
Prezyli te bicepsy do zdjec, az milo :))) Ale to dopiero jak zapytalam czy moge zrobic im zdjecia, a wczesniej sobie cwiczyli w najlepsze i zdecydowanie sie pocili :)
Ogolnie bardzo pozytywne doswiadczenie, ciesze sie, ze tam zostalam, bo musze przyznac, ze na poczatku chcialam stamtad uciec :)

Marta said...

czekam nazdjecia z silowni! Bardzo!