Thursday 17 September 2009

Bo mi sie nalezy....

Jedna z naszych wad narodowych, ktorych chronicznie nie trawie jest tzw, postawa roszczeniowa. Nie wiem skad sie toto bierze i skad ludziom przychodzi do glowy, ze im sie to czy tamto nalezy, bo tak. Przy czym slowa i wyrazenia takie jak „prosze”, „czy moglbys”, „jesli nie sprawi Ci to klopotu”, sa nam kompletnie obce.
O „dziekuje juz nawet nie wspominam”. Zalatw mi to czy tamto, bo przeciez sie znamy, a ty masz mozliwosci. Babcia ma zajac sie full time wnuczkami, bo od tego wszak jest, a kuzynka zamieszkala za granica ma znalezc prace. Bo jak nie to ja wykluczymy z klanu.
Przyklady z wlasnego zycia moglabym mnozyc, ale przytocze tu dwa najswiezsze.

Jakis czas temu nawiazalam przez pewien portal spolecznosciowy (na ktorym NB nie mam juz profilu) kontakt z dawna znajoma, z ktora nie mialam nic wspolnego przez dziesiec lat, poznalysmy sie w Holandii, ale ona wrocila d Polski, ja zostalam.
Pare krotkich rozmow przez gg o tym co porabialysmy przez ostatnia dekade i o tym, jak nam sie w zyciu ulozylo.
I po tych kilku rozmowach namolne ataki na maila i gg. Czy nie ZALATWILABYM jej i jej kuzynowi pracy. No wiecie, takiej sezonowej, w jakiejs szklarni. No bo przeciez ja mam tu dookola same szklarnie, ktorych wlasciciele tylko do mnie dobijaja sie drzwiami i oknami w poszukiwaniu polskich pracownikow.
Odpowiedzialam, ze jak bede widziala jakies ogloszenie w lokalnych gazetach to dam jej znac. Minely dwa dni, znowu wiadomosci na gg, czy bym nie przetlumaczyla CV na niderlandzki jej, kuzynowi i dziewczynie kuzyna. Odpowiedzialam, ze nie mam teraz czasu, ale mam we Wroclawiu dwie znajome tlumaczki i moge jej dac namiary.
Cisza. Od tamtej pory nic.
Drugi przypadek. Skontaktowali sie ze mna znajomi, z ktorymi rowniez od lat nie mam kontaktu, moja byla sasiadka z malzonkiem, ktorzy pracuja w tej chwili sezonowo za miedza. Ze moze bysmy sie spotkali. Wymiana smsow i padlo na najblizszy weekend, bo wszystkim najlepiej ten termin pasowal. Moga przyjechac w sobote wieczorem i zaproponowalam im nocleg i zostanie do niedzieli. Ostatni sms potwierdzajacy brzmial mniej wiecej tak :”ok, to do soboty i szukaj mi roweru uzywanego damki”
I moja odpowiedz: fajnie, ze sie zobaczymy, ale sorry ja nie mam czasu latac po sklepach i szukac wam roweru. I cisza.
I wczoraj zapytalam o ktorej beda mniej wiecej. Zero odpowiedzi.
Obrazili sie? Nie przyjada? A kij im w wiadome miejsce.

6 comments:

Marta said...

LO matko...
Ja chyba jestem za daleko, wiec takich rarytasow mam mniej.
Ale sie zdarzaja- mialam kolezance zalatwic galerie na wystawe w Toronto....
No i bratu kolezanki- prace, bo tutaj przeciez rosnie na drzewach.


Ale BRAWO, BRAWO za zimna krew i walke z postawa rozszczeniowa!

Unknown said...

Ja bym jej szczerze odpisala, ze rower jej zalatwie, jak mi zaplaci 40% wartosci za posrednictwo, bo ja droga jestem. To przez nich nie ma kawy?? Buuu.

Joanna said...

bo my takie wredne ludzie jestesmy:D moje lekarstwo to: olac olac olac.
Dobra, to ja lece! Dzis koncert Massive Attack. Lubicie?
Asica

Unknown said...

Massive Attack? Lubicie!!

Marta said...

Lubimy!

Inkoguto said...

Lubicie, jak bylo???